W 1971 roku mieszkałem na powstającym dopiero osiedlu Tysiąclecia. Najbliższym liceum była „Trójka”, tutaj więc udałem się na egzaminy wstępne po ósmej klasie podstawówki. Zostałem przyjęty, ku mojemu zdumieniu, do klasy o profilu matematyczno-fizycznym. Powodem było pewne nieporozumienie. Otóż zadanie z matematyki rozwiązałem w zupełnie niekonwencjonalny sposób, inny niż przewidywany, i wobec tego uznany zostałem za początkującego geniusza matematycznego. Nieco wstydliwa prawda jest taka, że użyłem tego sposobu, bo nie znałem innego i każde zadanie próbowałbym rozwiązać, posiłkując się twierdzeniem Talesa z Miletu. Na egzaminie wstępnym z języka polskiego też wypadłem dobrze. Pytany o ulubionego poetę polskiego ze szczerym zapałem wychwalałem twórczość Władysława Broniewskiego. (Nadmienię, że pytany o to samo na maturze mówiłem o Zbigniewie Herbercie.)
Następne cztery lata spędziłem w III LO, którego Dyrekcja i Grono Profesorskie starały się, bez powodzenia, odwieść nas od zasady: chłopcy mają włosy dłuższe niż spódniczki dziewcząt. Ale to już osobne opowiadanie…
Antoni Downar – historia, matura 1975