Mikołaj Bzdyra

Kolejną osobowością Trójki jest Mikołaj Bzdyra, człowiek wielu talentów.

Pewnie nikt nie podejrzewał, że po Wild World pacyfistycznego Cata Stevensa (którego zaprezentował na swoim pierwszym Three Music Festival), za rok pokaże cudną rogatą duszę heavy metalowca w kapeli Steel Order. Po tym występie grupa przeobraża się w Coroecho (ECHO SERCA, którego, jak mówi Mikołaj, ‘nie zawsze potrafimy słuchać uważnie’, a szkoda) i decyduje się na szeroko pojętego rocka alternatywnego; zaczynają się koncerty na MILA 2018, w Boss Garage Pub, w Klubie Kornet, w Pubie Pod Ziemią, w Klubie Kwadrat i Żaczek, ….i pewnie końca ich nie będzie!

Na pytanie o sens i wartość muzyki w Jego życiu musiałam czekać dobrych kilka tygodni, bo pytanie okazało się trudne – ale warto było.

„Muzyka jest dla mnie czymś maksymalnie duchowym, czymś co ciężko ubrać w jakiekolwiek racjonalne stwierdzenia. Gdy jej słucham albo ją tworzę to czuję, że odkrywam piękniejszego siebie. Że – jako człowiek – jestem zdolny do kreacji piękna, nie destrukcji.  Muzyka innych natomiast jest dla mnie głosem ‘nagiej duszy’, cytując mojego kochanego Przybyszewskiego. Stanowi dla mnie piękniejszy świat, w którym nawet warto się czasem zatracić, a na pewno mu zaufać. I nie mówię tego bez powodu: niektórzy artyści pokroju Radiohead pomogli mi swoim tworzywem przebrnąć przez cholernie ciężkie momenty w życiu”. 

Mówiłam, że warto było czekać J.

Zapytany o inspiracje jednym tchem wymienia artystów, których wiele dzieli, ale dla Mikołaja ważniejsze są emocje, jakie muzyka wywołuje, a nie wierność jednemu gatunkowi. Jest tutaj wszechstronny i odważny Black Sabbath, ‘mili panowie z Birmingham’, którzy tworząc heavy metal nie zapomnieli o bluesowych korzeniach i dodatkowo nie bali się eksperymentować. Oprócz tego, nieskomplikowana, ale nastrojowa muzyka, naturalność, no i, oczywiście, teksty. Kolejne miejsce zajmują angielskie Żuczki, czyli the Beatles, z którymi Mikołaj czuje się sentymentalnie związany, a którzy nauczyli go, jak stworzyć dobre i chwytliwe kawałki. Potem pojawia się Wagner (bo jak rock to i klasyka, jasne jak słońce!), dla Mikołaja największy innowator w muzyce klasycznej. Wielki ładunek emocjonalny, złożoność i przestrzeń albo, po prostu: miłość, gniew, zwycięstwo, walka…to jest to  co zachwyca Mikołaja i co stara się przemycić tworząc swoje utwory.

I na koniec miłość jego życia: Radiohead:

„Bardzo do mnie trafiają swoimi nieoczywistymi, ale głębokimi tekstami okraszonymi bardzo nietuzinkową muzyką, która nie dość, że jest perfekcyjnym odzwierciedleniem uczuć, to jeszcze nie sposób się z nią nudzić. Muzyka jest dla nich wszystkim i pragną zarazić jej pięknem innych, być otuchą i nadzieją na lepsze dla tych, którzy się pogubili w życiu albo nie rozumieją tego (piiii!!!)… zepsutego świata. Taka jest też moja i chłopaków misja, żeby poza muzyką piękną tworzyć muzykę ciekawą, za każdym razem pokonywać swoje ograniczenia i poszerzać horyzonty”.

O muzyce klasycznej może opowiadać długo. Zapytany o jej wartość w życiu człowieka mówi:

„ Jak pokazuje doświadczenie wielu osób, którzy z muzyką klasyczną obcują, te zasady, na których się opiera są faktycznie trafione. I udowodnione jest, że np. matka w ciąży, która założy sobie słuchawki i słucha takich spokojnych i regularnych dźwięków, zwłaszcza symfonii (które ponoć oparte są o rytm bicia serca) a szczególnie ta regularność i uporządkowanie, czasami również chaos, ale momentami taki dopieszczony, potrafią bardzo dobrze wpływać na nią i na dziecko. Nawet jeśli nie wywoła to w tobie jakiejś głębi, to przez to, że kompozytorzy klasyczni zachowują się jak architekci, którzy starają się, żeby ich dzieła były w każdym szczególiku dopracowane, nawet te wrażenia estetyczne poczucia przestrzeni, po prostu, bardzo dobrze na ciebie wpływają i motywują cię do czynienia dobra i uspokajają cię. Myślę, że po to jest potrzebna muzyka klasyczna. Jeżeli popatrzymy sobie na taki mocno sztampowy pop z radia, albo disco polo, zauważymy pewne elementy wspólne, w dzisiejszym popie zwłaszcza, wiadomo: rytmy taneczne, jakieś skoczne, że chodzi tylko o taniec i zabawę. Tylko, że nie na samym tańcu i zabawie życie się opiera. I muzyka klasyczna, poprzez to, że jej świat jest różnorodny, dzięki tak gwałtownym symfoniom jak jazda Walkirii Wagnera, tak emocjonalnie rozwijającą się jak Wełtawa B. Smetany, czy takim spokojnym, przy których można się wyczilować, jak np. Aria na Strunę G Bacha albo koncerty Haendla, naprawdę przedstawia sobą ciekawy świat. Nie ogranicza się do jednego instrumentu np. samplera, jak w muzyce popularnej, czy jednej gitary czy perkusji, czy jakiś klawiszy, tylko masz całą gamę instrumentów dętych czy perkusyjnych i smyczkowych. To wszystko tworzy pewną piękną całość, która nazywa się muzyka klasyczna. I nie opiera się to wszystko na jednym motywie, tylko wszystko tak płynie, tak… panta rei.”

Panuje powszechna opinia, że rockmani oraz rockfile to prymitywni i li tylko krzyczący ludzie (Z CZYM SIĘ ABSOLUTNIE NIE ZGADZAM wraz z milionami innych!!!), i właśnie osoba Mikołaja jest dowodem na nieprawdziwość tej supozycji (żeby inteligentnie zabrzmiało J ). W tekstach muzyki rockowej zawierają się bardzo głębokie przemyślenia i, jak się przysłuchać tekstom Mikołaja, to prawda objawia się sama.

Zapytany o czym pisze, Mikołaj mówi:

„Piszę o codzienności, starając się obserwować ją za każdym razem coraz uważniej, ukazuję jej blaski i cienie. To dla mnie najważniejsze źródło inspiracji, nieustannie uczy i przestrzega przed obojętnością, pod jej wpływem czuję, że to, co tworzę żyje. Piszę o ludziach, staram się w każdym z nich dostrzegać samego siebie co pozwala mi głębiej zrozumieć ich pasje, radości, problemy i żale, zapobiegając zero jedynkowej ocenie. Piszę wreszcie o samym sobie, o to, co dla mnie intymne, co mnie wzrusza, co przeraża, co sprawia, że żyję na maxa. Przeobrażam wewnętrzny chaos w harmonijny świat, w którym zarówno ja jak i drugi człowiek odnajdzie nadzieję i cel. Każdy wymyślony tekst stale przybliża mnie do poznania pełniejszego siebie, przywraca mi równowagę między widoczną i niewidoczną gołym okiem częścią mojej osoby. Chciałbym i wierzę w to, że ten proces będzie trwał tyle, ile będzie mi dane żyć”.

No, to oby jak najdłużej!

Nie jest inaczej w Debatach Oxfordzkich, w których Mikołaj wygrywał z drużyną w Trójce i poza nią; bo głęboki argument, to dobry argument.

Koncerty muzyki rockowej bywają festiwalami dźwięku, światła oraz obrazu, a historie opowiadane muzyką tworzą spójne widowisko, czyli nic tylko teatr malowany dźwiękami. A jak teatr, to Mikołaj (jako ten lepszy policjant) w nagrodzonej sztuce koleżanki z klasy, Kasi Paci, Scapegoat 2. Bo sztuka nie zna podziałów!

Podpuszczony przeze mnie przyznaje, że myślał o tym, żeby iść w ślady Tomasza Beksińskiego, świetnego dziennikarza radiowego. Przyznaję: Mikołaj o muzyce wie bardzo dużo i fascynująco o niej opowiada, o czym przekonacie się niedługo.

Im dłużej go słuchałam, tym bardziej nabierałam przekonania, że przydałby się ktoś z taką charyzmą jak Tomasz Beksiński. Mikołaj tak to komentuje:

„Od kiedy poznałem osobę Tomasza Beksińskiego (dzięki genialnemu, w mojej opinii filmowi „Ostatnia Rodzina”) oraz posłuchałem kilka jego audycji radiowych udostępnionych na YouTube, zajawiłem się bardzo jego pełnym pasji i intrygującym sposobem opowiadania o muzyce, odkrywaniem przez niego tylu interesujących faktów i ciekawostek na temat omawianego dzieła i artysty oraz to nieustanne drążenie w poszukiwaniu coraz to nowych głębi w utworach oraz zachęcanie do czynienia tego samego. Poza tym artyści, których wybierał mimo, że cieszyli się niemałą popularnością bardzo często byli kompletnie nieznani polskiemu odbiorcy w jego czasach z powodów oczywistej PRL-owskiej izolacji kulturowej od zachodu i dzięki temu cała rzesza koneserów muzyki spragnionych nowinek oraz często przełamujących bariery brzmień znalazła w jego audycjach prawdziwy Eden. Uznałem więc, że i dziś potrzebna jest nam taka osoba jak Tomek Beksiński, bo pomimo, że dostęp do muzyki jest obecnie o niebo lepszy niż kiedykolwiek wcześniej, to w morzu osób parających się muzyką często tonie mnóstwo wartościowych i nietuzinkowych twórców, o których, z powodu ich niewielkiego przebicia się oraz małej popularności nikt nie usłyszy i nie doceni. Jeżeli kiedyś zdecyduję się iść radiową drogą, chciałbym być kimś, kto nie dość, że będzie skutecznie promował takich artystów, to jeszcze, podobnie jak Tomek należycie doceni i ukaże bogactwo ich muzycznego świata, umożliwiając słuchaczowi zatrzymanie się w pędzie codzienności i zaoferowanie mu wspaniałej, choćby i chwili spędzonej z arcyciekawą sztuką, która jest wokół nas, a której często nie widzimy albo nie chcemy widzieć.”

Chyba na pewno nos mnie nie myli! 😉

A teraz płyta. Brawo! Tytuł: Coroecho EP, dostępna na krążku oraz na YouTubie i na Spotify. Są już teledyski do piosenek: Cierń, Flow i Betonowa Pustynia, gdzie statystują Trójkowicze (Pola Jędrecka, Zuza Augustyn i Sonia Gonczarowa)

„Nie tylko statystują”

dodaje Mikołaj

„ wszak te dwa teledyski do Ciernia, Flow, jak i koncept wizualny zawartości epki powstał przy współudziale Krystiana Mleczki, kolejnego trójkowego artysty! Idąc za ciosem, teledysk do Pustyni, zrealizowany został przez między innymi starych trójkowych wyjadaczy, Bartka Nercia i Mateusza Hajduka, nie wspominając już o tym, że główną rolę gra… Kacper Bylica!”

Ale to nic! Wygląda na to, że w sukces nowego clipu Coroecho wpisze się jeszcze kilka trójkowiczów: Filip Pyrczak, Gabriela Bylica, Jan Górecki oraz Zuza Augustyn.

„Trójka i jej uczniowie jak widać sztuką stoi i niesamowicie sprzyja twórcom; mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni”

podsumowuje Mikołaj. „Betonowa Pustynia” to utwór o polskiej rzeczywistości i, żeby oddać jej ducha jak najwierniej, obrano za lokalizację forty i osiedla w Nowej Hucie oraz tereny przed elektrociepłownią w Łęgu, by oddać pesymizm, jaki przezeń przemawia i jeszcze lepiej go zwizualizować.

I koncerty, koncerty, koncerty! Ostatnio wystąpili pod M1 na koncercie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Mikołaj wspomina:

„Wystąpiliśmy na WOŚP-ie, gdyż jeden z członków Hot Streak (zespołu, w którym grają Artur Kapera i Maciek Piechota, z którymi to z kolei kiedyś grałem i do dziś utrzymujemy kontakt, gramy wspólne koncerty…) odniósł na tyle poważną kontuzję, że zrezygnował z występu i za jego śladem poszła reszta składu. Potrzebowali jednak znaleźć kogoś na zastępstwo za nich i napisali właśnie do nas, gdyż po mojej dobrej znajomości z nimi i doświadczenia wspólnego koncertowania wiedzieli, że jesteśmy odpowiednim zespołem. Mimo początkowych problemów technicznych i czasowych, wskutek których wiele osób musiało już się rozejść i nie zostali z nami do końca występu byliśmy podekscytowani, że mogliśmy tam dać dobry występ, przyczynić się do zwiększenia swojej popularności ale przede wszystkim również wspomóc tę szlachetną inicjatywę wraz z fanami, którzy nas nigdy nie zawodzą. Bardzo też byliśmy wdzięczni ziomalom z Hot Streak za to, jak bardzo nas wyróżnili takim gestem – kolejny dowód na to, że stare przyjaźnie, zwłaszcza muzyczne nie rdzewieją!”

Oj, dzieje się!  Chodźcie na ich koncerty póki co, bo za chwilę nie będzie was stać na bilety! J

Życzymy wytrwania w wariactwie sztuki, bo to element niezbędny do zdrowego i pięknego życia i…. czekamy na Grammy!!!