„Dawno, dawno temu, kiedy Trójka była jeszcze w Nowej Hucie”… kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o tamtych czasach, to jakby wczoraj wróciło, a to prawie 40 lat temu!
Kogo pamięta po tylu latach? Oczywiście swoją klasę, ale przede wszystkim chłopaków ze starszych klas😉! (i czyż dalej tak nie jest?) Wymieniłyśmy się nazwiskami naszych „ciasteczek” i zagłębiłyśmy się we wspomnienia po uszy…na dobrych kilka godzin!
Przedstawiam Wam Trójkowiczkę Jolantę Bajdę (matura rocznik 1984)
Zaczęłyśmy od pre-historii: Trójki w czasach burz i naporów 😉. Jola uważa, że „źródłem talentów, możliwości i spojrzenia na świat była właśnie Trójka.” Również się pod tym podpisuję, ponieważ nieważne czy była zawierucha dziejowa – stan wojenny, czy zawierucha hormonalna z racji wieku, Trójka inspirowała, rozwijała i w większości wypadków pozwalała się rozwijać! Jola określa ją jeszcze jako „pień, z którego wyrastam” (piękna kwintesencja, przyp.autora), bo „niewiele było wtedy do konsumowania, niewiele było w zakresie tej kultury zdobywania przedmiotu i gadżeciarstwa (…), tak więc kreatywności trzeba było szukać w sobie.” I, żeby nie było tak tylko patetycznie, przy tej okazji Jola wspomina swoją 18stkę, domówkę, przy płytach, bez rodziców – co wtedy było rzadkością, w czasach „politycznie zamkniętych” – kiedy to po północy kolega z klasy, Marek, otworzył okno i krzyknął: u Joli na imprezie jest bardzo fajnie!, po czym szybko je zamknął, bo wróg czyhał nie tylko w zomowskich „sukach”. To BYŁ wtedy wybryk nie lada! Chwila ciszy, bo wyobraziłyśmy sobie miny obecnych tutaj Trójkowiczów dopatrujących się w tej sytuacji CZEGOKOLWIEK, bo na pewno nie skandalu! 😊 To, i nie tylko to, stało się w naszej rozmowie dowodem na to, że szkoła to nie tylko klasówki i odpytywanie, ale głównie lekcja życia kreatywnego (FeKuSz), nawiązywania i utrzymywanie relacji: przerwy między lekcjami albo wyprawy do cukierni „Kalinki” na osiedlu Kalinowym po lekcjach na Napoleonki, które wprawdzie zabronione w czasach diet i odchudzania, jakoś wchodziły bezkarnie w ilościach hurtowych, przynosząc znaczący dochód codziennie! W związku z tym, trzeba było umawiać się na wspólne bieganie – znowu ze swoimi z Trójki! A przed 18stkami były prywatki – też wspólne! Jola opowiada historię sylwestrowej imprezy w górach, na którą pojechała w sukience z czarnej koronki zakupionej w PEWEXIE! za dolary, a którą uszyła Jej babcia, pod spód (logicznie) wszywając podszewkę. Suma summarum, Jola przesiedziała prywatkę w płaszczu nie mając okazji wyeksponowania tak ekskluzywnego odzienia, ponieważ w górach był ziąb, weekendowy domek rodziców klasowego kolegi był nieogrzewany, a śliska podszewka jeszcze bardziej skutecznie obniżała temperaturę ciała! Tak to było wtedy, drogie panie! 😉 Zaśmiewając się przy dalszych wspomnieniach, jakie mamy z Trójki doszłyśmy do wniosku, że te wszystkie fantastyczne rzeczy, które pomimo tylu lat siedzą nam w głowie i nostalgię jakowąś wywołują, to właśnie to, że Trójka była drugą po rodzinie ważną komórką społeczną: „taką ścisłą, małą, bezpieczną, fajną, ciekawą, gdzie wszystko odbywało się w jednym miejscu, jednocząc ludzi.
Jola znalazła swoją drogę życiową tutaj, w Trójce – co pewnie zdarza się często, ale Nasza Sława odważyła się realizować swoje marzenia daleko odbiegając od preferowanego-profilu-pragmatycznego-każdej-szanującej się-choć-tylko-przeciętnej-kobiety-wczesnych-lat-80tych i „pójść w sztukę'” Zanim dowiemy się, jak wiele w tej materii osiągnęła, musiałam zadać to niby banalne, ale w Polsce jednak trudne pytanie: po co Ci ta sztuka, w świecie konsumpcjonizmu, kredytów i martwienia się o przyszłość. „Oczywiście kredyty są ważne, ale sztuka to po prostu inna kategoria: coś z ciała kontra coś z ducha. Z ciała to ten kredyt i pieniądze (…), ale sztuka daje nam wytchnienie od codzienności, przenosi nas w inny świat, to coś potrzebnego – duchowość, inny świat wartości i uważam je za bardzo ważne.” W Trójce odkryła w sobie talent, „wewnętrzną wolność, kreatywność i rozglądanie się wokół i zauważanie różnych rzeczy, których tak na pierwszy rzut oka nie widać”. Poszła więc za swoją intuicją, czego nie żałuje i ogromnie poleca, szczególnie w czasach powrotu do pierwotnych ról społecznych. I chociaż zauważa, że w dzisiejszych czasach dokonanie wyboru swojej ścieżki życiowej jest znacznie trudniejsze ze względu na ogrom propozycji jakie świat ma „w swoim sklepiku”, poleca wsłuchać się w siebie, a potem odważnie kroczyć swoją własną ścieżką. Wspomina: „wtedy było to proste, bo wiedziałam, że jestem dobra z literatury, że lubię czytać, że potrafię pisać, że potrafię mówić i dlatego dla mnie ta droga była oczywista.” I jest to szalenie ważne, ponieważ wtedy decyzję trzeba było podjąć szybko: po ogólniaku albo studia, albo do pracy. Teraz Jola zauważa, że jest wbrew pozorom więcej czasu na przemyślenia: nikt nie patrzy czy studia skończone są z poślizgiem czy bez, można chwilę odsapnąć i nabrać dystansu. Ale ważne, żeby z siebie nie rezygnować!
Wróciłyśmy do wspominków: „czułam, że to moje ciało i moja krew. Było w tym coś absolutnie ekscytującego: najpierw w wyborze, co my pokażemy i jak to pokażemy”, czyli nasza rozmowa skierowała się na Trójkowy temat oczywisty, czyli FeKuSz. Należy tu przypomnieć naszej najmłodszej „czytowni”, dalekie, wręcz zamierzchłe czasy wczesnych lat 80tych ubiegłego stulecia, kiedy na FeKuSzu królował teatr, za to tańca nie było wcale a śpiew zdarzał się mniej niż sporadycznie. Klubów tanecznych oraz szkół wokalu nie było, a w telewizji królował jedynie taniec klasyczny i konkurs piosenki w Opolu i Sopocie, Internetu nie było, tak więc ówczesna młodzież – czyli my – brała pod dłuto dzieła i dzielątka, pisała scenariusze bardziej lub mniej oderwanych od szarej rzeczywistości dram, kabaretów, pamfletów, monodram i odpływała… na tyle, na ile władze pozwalały (czasy po stanie wojennym). „Ja oczywiście grałam we wszystkim. Poczułam, że potrafię i bardzo to lubię, i że czuję się aktorką.” Było to na tyle istotne doświadczenie, że Jola zdecydowała się startować do PWST. Nie powiodło się, nie próbowała dalej, co prawdopodobnie było błędem, gdyż później zaprzyjaźniona Anna Seniuk (przy okazji pracy w Teatrze Groteska) zdradziła tajemnicę, że niejaki Janusz Gajos dostał się do Akademii dopiero za 4tym razem. Mimo wszystko, wygląda na to, że to nie miało być TO dla naszej Joli.
Wracając do Trójki: „w drugiej klasie trafiliśmy na prawdziwego reżysera, Piotra Kuleszę. „Reżyserował nas w Klubie Bursa. Miał długie włosy – wyglądał jak prawdziwy reżyser! Czuliśmy się w dobrych rękach.” FeKuSz wygrali i tak się cieszyli wygraną, że w formie wdzięczności kupili Panu Reżyserowi cały karton Sportów!!! Co to były Sporty? Z perspektywy tylu lat od wydarzeń można z lekkim sercem napisać, że były to najmocniejsze (czyli najgorsze) papierosy – bo bez filtra. Ale dostać cały karton w tamtych czasach…! Co za czasy! FeKuSze były wtedy w MDK Kuźnia, na prowizorycznej, ale jednak scenie, z amfiteatrem dla mniej niż 100 osób, ale widownia była, oraz malutką reżyserką. Jola mówi, że było to dla niej coś ważnego: „ta atmosfera, która jest za kulisami, te światła i ta scena, i to, że cię oglądają, ta adrenalina, i że masz trochę tremy, ale ją pokonujesz – wszystko to, co się kręci wokół bycia aktorem. Potem oczywiście oglądałam inne przedstawienia i zastanawiałam się, czy jury uzna, że ich przedstawienie jest lepsze, czy nasze.” Kostiumy były swoje, bo nie było wypożyczalni, próby najpierw po domach… Stare i dobre czasy, kiedy sztuka była w naszych rękach…od początku, do końca. Jola przypomina sobie postać p.prof Jana Kamińskiego, trójkowego polonisty, z którym – jako nielicznego z grona – można było dyskutować i nawet się nie zgadzać! Zajęcia z profesorem Kamińskim otwierały „głowę na różne inne rzeczy” i wtedy Jola zdecydowała, że TO właśnie będzie celem Jej życia. Trójka zaczęła, co polonistyka skończyła. Wykładowczyni Teorii Literatury – prof. Alicja Baluch – jeszcze bardziej skierowała Jolę na sztukę, szczególnie na malarstwo – co kiedyś później miało do Niej wrócić w zupełnie innych okolicznościach przyrody! 😊 Jeszcze tylko epizod drugiego kierunku: teatrologii, i wymarzone życie można było rozpocząć.
Zaczęło się od chęci posiadania niezależności finansowej, co udało się zrealizować Joli pracując jako pomoc domowa redaktora „Tygodnika Powszechnego”, który w 1989 roku założył Studium Dziennikarskie dla młodych, prężnych i nowoczesnych dziennikarzy. Szata w sam raz uszyta na Jolę. Z trzech dostępnych sekcji: telewizyjna (związana z jedyną wtedy telewizją – Telewizją Kraków), radiowa (znowu jedyne wtedy – Radio Kraków) i gazetowa (krótka kariera „Czasu Krakowskiego”), wybrała tę drugą. „Tak kombinowałam: z pisaniem, to chyba nie chcę. Telewizja – to za dużo szumu. Radio by mi pasowało.” I spodobało się na całego! Jola postanowiła się odnaleźć w tym świecie tworząc to, co Jej samej się podobało i dawało satysfakcję. Miała odpowiedni dla tego medium głos, więc zaczęła od pisania informacji (na maszynie do pisania!). „Potem pozwolono mi nagrywać na magnetofonie krótkie sondy, musiałam podchodzić do ludzi na ulicy i zadawać pytania. Potem były krótkie nagrania tematyczne, no i, wreszcie pozwolono mi na część programu na żywo.” Niby fajnie i różowo, ale Jola wspomina również ostre sytuacje z kierownikiem, który wykorzystując swoją mocną pozycję, groził wydaleniem z pracy, gdyby Jej się coś nie podobało. Skończyło się kilkoma łzami w toalecie, ale samozaparcie młodej i ambitnej kobiety wyartykułowało: „ja ci jeszcze pokażę” przez zęby i dalej robiła swoje! To nie była jedyna bolączka. Wyrosłyśmy w czasach wciąż jeszcze głębokich stereotypów, w których kobieta może mogła realizować się w pracy – jako że ciężko było utrzymać rodzinę z jednej pensji – ale praca powinna być lekka i „właściwa”, czyli pani w sklepie, urzędniczka, pielęgniarka, albo nauczycielka. Żadne artystyczne fju-bździu nie wpisywało się w pojęcie „przyzwoitej” pracy dla kobiety. W związku z tym mama Joli na początku nie do końca była zadowolona z faktu, że córka musiała wstawać o 4tej rano, jechać do studia (chociaż tyle, że kierowca przywoził pracowników), nagrywać na taśmę wypowiedzi słuchaczy, prowadzić program… to nie była praca dla kobiety. Taki był wtedy światopogląd i nikt nikomu niczego nie wyrzuca; ważnym jest, że Jola tupnęła nogą i w mediach została. Dzisiaj i jej mama nie podważa, że to była dobra decyzja.
Po zmianach systemowych, Jola przełamała swoje początkowe wątpliwości i zaczęła pracę nowopowstałej prywatnej telewizji TVN, jako szefowa dokumentalistów „Rozmów w toku” – nadzór nad młodymi researcherami. Zabrzmiało nowocześnie, bo telewizja z impetem zaczęła wdzierać się na tzw. nowy rynek mediów. Pracę jednak określała jako morderczą, bo „ludzie biorący udział w programie byli jak najbardziej prawdziwi, tylko trzeba było ich znaleźć!”. A to wcale proste nie było: najpierw telefony do byłych uczestników programu, ich rodzin i przyjaciół, potem przeglądanie portali, np. randkowych, bo tacy ludzie byli bardziej chętni na rozmowy i otwarcie się, ludzie odpowiadający na ogłoszenia, ale to było ryzykowne, i dalej – szukanie w ciemno. Bardzo żmudne. Czasami nie można znaleźć gości programu, a termin się zbliża. Ale, jak już wiemy, dla Joli nie ma trudnych zadań. Choć bywało ciężko, została. Z czasem została producentką „Rozmów w toku” na 8 lat, nadając nowy styl temu formatowi i wprowadzając nowe pomysły, jednak czasy talk shows w Polsce skończyły się, więc i program musiał odejść. Ale pojawił się nowy – „36,6”, program medyczno-publicystyczny, w którym obalane były ówczesne mity. Ten program bardzo Ją wciągnął, choć mocno odbiegał od rozrywkowej filozofii stacji. Bardzo chciała, żeby przypominał popularny amerykański show medyczny „Dr Oz”, ale nie do końca się udało i program – o dziwo – w czasie pandemii po prostu padł. Praca w mediach NAPRAWDĘ wygląda na niepewną, a na pewno niełatwą!
Jola przez chwilę pracowała jako Szefowa PR-u Teatru Groteska, gdzie poznała wspomnianą Annę Seniuk, ale dopiero praca dla portalu Life in Kraków www.lifeinkrakow.pl dała Jej wreszcie niezależność i swobodę, o którą ciężko było pracując dla dużego radia i jeszcze większej telewizji. Z kolei „Play Kraków” to platforma należąca do Krakowskiego Biura Festiwalowego. Jola, wraz z koleżanką dziennikarką Sylwią Paszkowską, realizuje swoje telewizyjne pomysły, czyli współtworzy cykl „Kraków Należy Do Kobiet” https://playkrakow.com/wyszukiwanie?search=krak%C3%B3w%20nale%C5%BCy. Bo Kraków nie tylko sławnymi mężczyznami stoi! (Cześć im i chwała, ale…) Mamy wspaniałe artystki, naukowczynie, business women i wiele innych. Czas pokazać je światu! Świetny projekt i oby doczekał się wielu edycji. Kolejną pozycją w bogatym CV Joli, to wymarzona przez Jej mamę rola nauczycielki: Jola wykłada dziennikarstwo na Uniwersytecie Jana Pawła II. Chwali sobie współpracę z młodym narybkiem rządnym wrażeń i ekscytacji zawodowej, choć wiele jeszcze trzeba podszlifować! 😉
Jesteśmy zaledwie w jednej trzeciej naszej wielogodzinnej rozmowy, a tu już trzeba kończyć. Zapraszając na całą rozmowę do Trójkowego Ogrodu Sztuki wspomnę jeszcze o jednym – absolutnie obłędnym projekcie. Chcieli mieszkać poza miastem. Znaleźli dom koło zamku w podkrakowskiej Korzkwi. „Stało się to przez przypadek, w który wierzę.” Zakupiony stary dom na sąsiedniej działce zamienił się w oryginalną galerię sztuki („Barwy Ziemi”) i atelier Wolfganga, męża – artysty, również malarza (i koło się zamknęło! 😊) Doprowadzony do swojej dawnej oryginalnej świetności rękami Gospodarza, stał się miejscem niezwykłych wydarzeń: regularnie odwiedzany jest przez dzieci i młodzież w celach doświadczania sztuki: można coś namalować kolorową gliną lub stworzyć coś swojego z drewna (Ja jestem następna!!!). Jest to bądź co bądź „Muzeum Hebla- Stowarzyszenie Barwy Ziemi” (https://www.facebook.com/MuzeumHebla). Można również udać się w nietuzinkową muzyczną podróż w czasie absolutnie niszowych koncertów w ciepłej i przytulnej atmosferze kosztując wegetariańskie przysmaki przygotowane przez Gospodynię. Przechadzając się z kieliszkiem austriackiego wina po galerii Wolfganga można, i należy „odlecieć” w świat fantazji o Polsce i Polakach oczami ogromnie sympatycznego Austriaka. www.wolfganghofer.com To jest doświadczenie, które zostaje na bardzo długo w pamięci. Wiem, co mówię!
A wszystko dlatego, że pewnego razu pewna nieokiełznana nastolatka postanowiła spełnić swoje marzenia!
Dziękujemy Ci Jolu, że jesteś.
PS. W międzyczasie Telewizja Kraków również zorientowała się, że Jola i Wolfgang robią rzeczy niezwykłe i zrobiła o Nich absolutnie fantastyczny reportaż.