Gdybym miała przedstawić naszego kolejnego gościa projektu Sławy Trójki, to powiedziałabym tak: nieprawdą jest, że grzyby nie gadają, mało, niektóre gadają tak ciekawie, że ciężko przestać ich słuchać! Kiedy wrócił do Trójki, żeby wystąpić jako gość na Three Music Festival i na Gali Fekuszu, po prostu sam wpisał się w Sławy Trójki. MIKOŁAJ GRZYB.
Żeby jakoś zacząć rozmowę, zapytałam Mikołaja, czy jeszcze coś z Trójki pamięta. I się zaczęło! W ciągu 20 minut dowiedziałam się, że Wojna Stuletnia i Epoka Lodowcowa były niezauważalnym epizodami w dziejach ludzkości w porównaniu z tym, czego Mikołaj doświadczył w Trójce. A spróbuj mu przerwać! J I chociaż przedstawione wydarzenia historii były nieco destruktywne, to w przypadku Mikołaja chodziło o coś dokładnie odwrotnego: wciąż płacze, bo chciałby do nas wrócić.
Na początek, standardowo, zapytałam o Fekusz, bo za jego przyczyną mieliśmy możliwość poznać Naszego Gościa. W dużych superlatywach Mikołaj przyznał, że mało które liceum daje takie możliwości wyrazu i wolną rękę swoim uczniom. Tak więc, jak tylko dostał się do Trójki, postanowił sprawdzić, co to jest ten Fekusz i … się odnalazł. Mikołaj brał udział we wszystkich Fekuszach. Nasz festiwal pozwolił mu pokazać się takim jakim chciał: nie z intelektualnej strony, jaką można ujawnić na (niektórych) lekcjach – bo człowiek, oprócz mózgu, ma przecież serce, swoje wnętrze i emocje. „Występując dawałem z siebie 100% w taki sposób, żeby ludzi np. zmusić do myślenia, albo zainspirować. Żeby ludzie mieli świadomość, że w Trójce nie tylko są lekcje, ale też i sztuka. Ta szkoła tym żyje. Jak zaczyna się Fekusz, to wszyscy o tym rozmawiają. Wszyscy. Z ręką na sercu.” Docenia możliwość wystąpienia na festiwalu i przyznaje, że dało mu to lekcję swobody na scenie i umiejętność panowania nad stresem, który jest nieodzowny, zarówno w teatrze, jaki i w życiu. Ma na swoim koncie rolę Hamleta, krótką, bo krótką – w scenie konferansjerki na swojej pierwszej Gali, ale ile jest osób, które na scenie mogą wypowiedzieć ten słynny monolog? Mikołaj wspomina: „To był dla mnie szok. Bałem się wyjść na scenę. A co, jak mi nie wyjdzie, jak powinie mi się noga, albo stanę na scenie i się zatnę?” Ba, mało tego, Mikołaj pamięta, że po spektaklu miał głębokie przemyślenia o sensie życia człowieka, bo niby żyjemy tylko chwilę… Czyli rolą sztuki może również być refleksja na własnym życiem. Piękne! A to dopiero był początek! I po swoim pierwszym Fekuszu, od razu chciał więcej. Połknął bakcyla! Druga klasa. Mikołaj opowiada o tym, jak wraz z Piotrem Smoleniem i Michałem Kozubem budowali swobodny re-make średniowiecznego dzieła „PieśŃ o Roladzie”, podkreślając, że ważne kwestie życiowe nie muszą wcale być wyłącznie surowe i poważne: „Można pokazać wiele wartości uniwersalnych, jak honor, odwaga, uwielbienie ojczyzny w sposób lekki i przyjemny. I wcale nie trzeba patosu czy uniesień, czy jakiś dramatów okropnych.” Uważa również, że taka forma przekazu trafia bardziej do młodzieży niż ta klasyczna. Klasa trzecia. Spektakl napisany przez Kacpra Bylicę: Tannhauser. W międzyczasie powstają dwa bardzo oryginalne filmy: „Sztab 1” i „Sztab2”, które z początku miały być tylko komiczne, ale okazały się czymś znacznie większym. Z tym wiąże się pewna historia. Jedna z jurorek miała wątpliwości co do sposobu przedstawienia jednej z postaci, ale grający ją Kacper Nieugięty, w orężu prawa sztuki do wolności, uratował swojego bohatera, wskazując wspomnianą wartość sztuki – co zostało zaakceptowane. Była to dla nas wszystkich, a szczególnie dla Mikołaja ważna lekcja życia.
Kolejnym walorem obcowania ze sztuką, według Mikołaja, jest nabywanie umiejętności radzenia sobie w życiu i rozwijanie własnej wrażliwości, bo „kiedy przestajemy być wrażliwi, to umieramy od środka, po prostu. Człowiek zamienia się w skalę. I koniec. A tak nie może być.” Mikołaj poruszył również bardzo istotną kwestię: występowanie na scenie pomogło mu w bardziej odważnym podejściu do wyrażania swoich poglądów, szczególnie, gdy wydają się być niewygodne lub kontrowersyjne.
Moje „zachęcałabyś młodych do Fekuszu?” zabrzmiało więc co najmniej pretensjonalnie: „No pewnie, że tak!”
Mikołaj jest niesamowicie wszechstronny, jeśli chodzi o wrażliwość artystyczną. Zaczęliśmy od mojej ukochanej muzyki. „Już jako młody brzdąc” – tak zaczyna się ta historia. Całą „winą” wciągnięcia Go w muzykę obarcza swojego tatę, który wróciwszy do domu po służbie (strażak), zawsze puszczał sobie jakąś płytę. „Jak gdzieś jechaliśmy, to zawsze leciał Pink Floyd.”. I może były momenty, kiedy miał po dziurki w nosie tych całych Pink Floydów, to z czasem zrozumiał jej wartość i…..zakochał się.
Mikołaj oddycha muzyką: „ Ja sobie nie wyobrażam obudzić się rano i nie słuchać muzyki.” Jego tata ponosi również „winę” za uwielbienie Lady Pank. I znowu, Mikołaj musiał doróść, żeby docenić muzykę i teksty zespołu.
Drugie odkrycie muzyki nastąpiło całkiem niedawno, 3 lata temu, jak kupił sobie gramofon. Na strychu znalazł płyty rodziców i kiedy położył pierwszą płytę na talerz…. na wszystkich to działa tak samo: wpadają jak śliwka w kompot. Ten szum i trzeszczenie igły… A potem doszła do tego gitara elektryczna i stało się. Teraz można zrozumieć, jak się oddycha muzyką.
Pytanie dlaczego wybrał gitarę wywołało niesamowicie ciekawy strumień skojarzeń i myśli, które w całości przedstawię w Trójkowym Ogrodzie Sztuki. Na razie, zachęcając, przytoczę kilka określeń, jakie usłyszałam od Mikołaja: „gitara to jest zarazem najlepszy przyjaciel jak i instrument (…) gitara nigdy mnie nie zdradzi i nigdy nie będzie mi nic wytykać (…) to przedłużenie mojego serca.” O czym oni rozmawiali, zapytacie? Aaaa, to zapraszam do TOSz-ka.
Zaczęliśmy rozmawiać o inspiracjach. Mikołaj przyznał, że wprawdzie nie ogranicza się w słuchaniu muzyki, ale są takie gatunki, których nie jest w stanie zdzierżyć, np. disco polo i polski rap. Bo amerykański rap w osobach np. Tupaca czy Eminema szanuje. Dużo o nich wie i obala mity pustych i wulgarnych chłoptasiów. Wspomina również Hendrixa i jego słynne wykonanie hymnu Stanów Zjednoczonych podczas festiwalu Woodstock dla podkreślenia, że pomimo swojego koloru skóry, był i czuł się Amerykaninem. Resztę tej fascynującej rozmowy przedstawię w TOSz-ku.
Do listy inspiracji dołączyli: Jan Borysewicz, Eric Clapton, którzy razem ze wspomnianym Jimmy Hendrixem pchnęli Mikołaja do gitary, oraz Muddy Waters, Artur Rojek, Jim Morrison i Dżem. Ale najbardziej ze wszystkich uwielbia Lady Pank. Za wszystko: za muzykę, prezencję, za teksty, za niesamowitą umiejętność obejścia cenzury w czasach PRL.
Pytam o to, co robi muzycznie: „Ja sobie na razie komponuję, i piszę teksty i mam nadzieję, że kiedyś pójdzie to w Polskę. Bo na razie robię to dla siebie, ale chciałbym, żeby kiedyś tam moja muzyka do kogoś trafiła i, żeby ktoś się poczuł tak, jak ja się czułem tworząc ją.” W swojej piosence „Wysypisko marzeń” opisuje szarą i nieciekawą rzeczywistość, z której ciężko się wybić: „Ale mam taką nadzieję, że jak ktoś to usłyszy, to coś zrobi ze swoim życiem.” Inny Jego utwór dedykowany jest pewnej osobie z Trójki, jednak jest ona wciąż owiana tajemnicą J
Mikołaj miał również wielkie szczęście wejść w kontakt z Janem Borysewiczem: „To było dla mnie cholernie ważne”, bo wielką sprawą jest, kiedy twój idol wspiera ciebie młodego, niedoświadczonego i wstępującego na rynek, szczególnie, że jego za jego czasów taka sytuacja mogłaby się w ogóle nie wydarzyć z powodu braku odpowiednich technologii komunikacyjnych. Mikołaj nie chce być sławny, ale marzy mu się zagranie z Janem Borysewiczem na jednej scenie. Na pewno do tego dojdzie prędzej czy później, ponieważ wygląda na to, że panowie już się znają. A to za sprawą pewnego projektu, o którym już kiedyś wspominałam. Żeby nas zatrzymać w domu, niektórzy proponują super akcje. Jedną z nich zainicjował właśnie Jan Borysewicz. Poprosił, żeby – zostając w domu – zrobić coś fajnego i kreatywnego: nagrać siebie grającego kawałek zespołu. Mikołaj uczynił to i dostąpił zaszczytu bycia udostępnionym na Instagramie Jana Borysewicza (co było wielkim wyróżnieniem), grając „Tańcz, głupia, tańcz” i „Obcy” oraz „serduszkowanym” za znów „Obcego” i „Małą wojnę”. Mikołaj ma w planach uczestniczyć w warsztatach organizowanych przez Jana Borysewicza, a my trzymamy za Niego kciuki.
Kolejne plany, które chodzą mu po głowie to stworzenie swojego zespołu. Wspomina, że było już trochę składów, ale wszystko niestety rozpadało, a to z powodu różnic między członkami, lub też okazywało się, że ktoś w zespole miał zbyt duże problemy ze sobą, żeby obarczać nimi cały zespół. Ale nadzieja światełkiem rozbłysła, kiedy na studiach Mikołaj poznał kogoś z taką samą pasją do muzyki, werwą i zaangażowaniem. Teraz tylko dopełnić skład i zacząć poważną przygodę z muzyką.
Namawiam wszystkich do „uprawiania sztuki” i szukam wsparcia wśród tych, którzy to już robią. Mikołaj zgadza się w 100%, że każdy kto czuje w sobie szczyptę kreatywności, powinien spróbować tworzyć. „Przede wszystkim, to bardzo stymuluje. Poza tym, pozwala to odbić się od szarej rzeczywistości. Nie siedzę i patrzę, jak mi życie mija, ale sam coś robię. Dążę do moich marzeń, bez względu na opinię innych. Dlatego róbcie swoje! (…) I pamiętajcie, że każda porażka to lekcja.” Mikołaj cieszy się tym, co robi, a granie na gitarze nazywa swoim „dobrym nałogiem.”
Przyznaje, że fascynuje go rock z lat 60tych, 70tych i 80tych. Widzi w nim autentyczność, nie pic, nie na pokaz, takie od serca, nie dla pieniędzy i sławy, ale z chęci gry. A patrząc na obecny rynek, Mikołaj nie widzi tej pasji, ale chęć wzbogacenia się i tylko bycia sławnym. Obecnie wystarczy nawet tylko komputer, kilka słów, bez wysiłku, bez własnego wkładu i robi się na tym miliony. A kiedyś artysta musiał sobą coś reprezentować, zrobić wszystko od podstaw, przebić się przez cenzurę rozgłośni czy wytwórni. Teraz każdy może zaistnieć, choćby na You Tube, im mniej kreatywny, tym zarabia więcej.
Mikołaj również przyznaje się do trash metalu. I moje przewrotne pytanie: A cóż takiego jest w tej grzesznej, satanistycznej i ohydnej muzyce?, komentuje: to jest stereotyp! W trash metalu jest przede wszystkim dobra muzyka i teksty, które dotykają ważnych spraw: polityki, ludzkich problemów, a nie tylko śmierci i Szatana. Trash metal jest wprawdzie mocny i szybki, ale ma jakiś sens.
Pytany o inne gatunki muzyczne, Mikołaj wymienia bluesa, muzykę smutnej duszy. Zaczęło się od Jimmy Hendrixa, który mocno inspirował się bluesem, B.B. Kinga i Muddy Watersa. Podobnie było z Ericiem Claptonem, więc Mikołaj wykombinował, że coś musi w nim być. „Jest to muzyka, która ma może nie największy, ale jeden z największych ładunków emocjonalnych.” Podaje przykład piosenki Derek and the Dominos „Nobody loves you when you down and out”, która jest bardzo smutna, a emocje wygrane bluesowo mocno wciągają. I to go zaraziło.
Mikołaj nie ogranicza się do tylko muzyki. Fascynuje Go malarstwo, w które wprowadziła go mama. W światowe i polskie. Wymienia Modigliani, Van Gogha i Witkacego, czy Wyspiańskiego. Jako dziecko, oglądając rozliczne albumy mamy ze sztuką, Mikołaj doszedł do wniosku, że taki rodzaj sztuki również do niego przemawia. Pamięta, że odwiedzając jakieś miejsca w Europie czy w Polsce zawsze chodził z rodzicami do muzeów i na wystawy. Najbardziej lubi impresjonizm, bo najlepiej „odzwierciedla ludzkie uczucia i (…) widać tam duszę malarza.” Van Gogh – to malarz, który go inspiruje, choć głównie poprzez swoją historię, człowieka, któremu niewiele wróżono, ale on jednak coś osiągnął, bo się zawziął. I dlatego był wolny. Jakie to inspirujące! Innym malarzem wyróżnionym przez Mikołaja jest wspomniany Modigliani: czy to jego sensualizm, czy barwy, czy odcienie a może lekkość w przedstawienia postaci powodują, że Mikołaj – nie czując się koneserem sztuki – czuje go i rozumie.
Nie sposób nie ukoronować wszechstronności Mikołaja nie wspominając o epizodzie aktorskim, którego narodziny nastąpiły w Trójce! Mikołaj mówi wprawdzie o kółkach teatralnych w gimnazjum, ale dopiero w liceum nabrało to właściwych kształtów, czego rezultatem stała się nowa pasja: teatr. Zamiast wyżywać się w sposób nieodpowiedzialny i nic dobrego nie przynoszący, można spróbować to zrobić w sztuce. „W moim wypadku robienie sztuki rozwinęło zmysł postrzegania świata. Sztuka otworzyła mi oczy na wiele aspektów życia, o których nie miałem pojęcia przedtem.” Na przykład w inny sposób zaczął patrzeć na artystów. Wcześniej uważał ich za ludzi specyficznych, i to nie był walor. A po Fekuszu zrozumiał, że alienowanie się niektórych od reszty ludzi spowodowane jest brakiem zrozumienia przez otaczający świat, ogarnięcia umysłem pasji artystów do tego, co robią. I znowu, kolejna furtka do pokazania siebie jeszcze w inny sposób. „To połączenie przyjemnego z pożytecznym. Ja się dobrze bawię jeszcze w dodatku uczę się czegoś.” A postanowił uczyć się do końca życia, bo zrozumiał wtedy, że im więcej będziemy się uczyć, tym więcej zostawimy coś po sobie: jeżeli będziemy żyć każdym dniem tak, jakby był on ostatni, to będzie super.”
Oj, zostawiaj Mikołaj coś po sobie, zostawiaj! A może do Niego dołączyć?