2006-2010

Po wielu latach od matury, zostałem poproszony o udostępnienie jakichś wspomnień związanych z III LO. Zastanawianie się co mógłbym napisać, zeszło mi głównie na odsiewaniu różnego rodzaju historyjek, które zdecydowanie nie nadają się na stronę szkoły W ramach pomocy przy pisaniu, odkopałem z domowych czeluści zdjęcia szkolne i trochę zawstydziłem się jaki byłem głupi te paręnaście lat temu, trochę uśmiechnąłem do wizji licealnej beztroski (jak błahe wydają mi się rzeczy, którymi wtedy się przejmowałem!).
Na pewno spory ślad na zawsze zostawią u mnie koledzy i koleżanki, z którymi raczej nie mam kontaktu, ale wspominam ich bardzo dobrze. Jeszcze większy, z całą pewnością, zostawią nauczyciele. W Trójce, jak to w każdej szkole, kadra była bardzo różna, natomiast wybijały się tam postacie, o których albo wszyscy mówili dobrze, albo miały tyle samo fanów i przeciwników. Profesorowie Agata Adamska, która „ciotkowała” sporej części szkoły i niezmiennie angażowała się w różne inicjatywy; Donata Wajda – świetna wychowawczyni, która nawet po moich co gorszych wybrykach starała się rozwiązywać problemy tak, że ja jako uczeń czułem się potraktowany z szacunkiem; Antoni Downar, jako jedyny nauczyciel prowadzący wykłady zamiast lekcji, którego system odpytawania był tak banalny, że dalej nie jestem w stanie zrozumieć jak to możliwe, że całą klasą panikowaliśmy i dawaliśmy się na to złapać; Ewa Czadowska, chyba najbardziej charakterna spośród całej kadry nauczycielskiej, historie o niej były powtarzane kolejnym rocznikom, ciężko stwierdzić czy tylko humorystycznie, czy też jako rodzaj przestrogi; a na koniec obie dyrektorki: Marta Łój i Ligia Wirtel, w gabinecie których bywałem chyba zbyt często, ale podobnie jak w wypadku p. Wajdy, wiedziałem że nie mam czego się bać i że wszystko da się po ludzku wyjaśnić.
Świetną szkołą życia (a nie tylko okazją do urwania się z lekcji!) była działalność przy samorządzie, pomoc przy organizacji FeKuSzy, bardzo udane finały WOŚP. Cieszę się, że mam co wspominać i nawet dość często zdarza mi się przytoczyć wśród znajomych jakąś historyjkę z czasów szkolnych – te jednak bardziej nadają się do opowiadania przy piwie, a nie do oficjalnego opublikowania
Paweł Smiatek, matura 2010

Kiedy jako pierwszoklasistka przekroczyłam mury szkoły zaskoczyła mnie ona swoim gabarytem, ilością zakamarów („ukrytych klas”) oraz ogromnymi trójdzielnymi tablicami. Dało się odczuć, że to już poważna sprawa dla „dorosłych ludzi”. Do dziś pamiętam w jakiej sali odbywały się konkretne lekcje. Osobliwy urok miały dla mnie przechodnie sale lekcyjne – przykładowo sale, które znajdowały się zaraz naprzeciwko wejścia głównego po prawej stronie od schodów (w sąsiedztwie sekretariatu), które nazywaliśmy „tramwajem”. W salach przechodnich odbywały się także lekcje języków obcych, w których jak mówi miejska legenda, mieści się tajemnicze „Tensiczkowo”. Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubiłam małą salę od biologii (w której jednak najczęściej mieliśmy religię) z zielonymi i żółtymi ławkami. Ciepło wspominam też pracownię języka polskiego z ławkami ułożonymi w dwie podkowy. Kiedy jakiś czas temu odkryłam, że na stronie internetowej Trójki jest dostępny wirtualny spacer, spędziłam mnóstwo czasu przechadzając się po całej szkole i odgrzebując w swojej pamięci niezwykłe wspomnienia sprzed (już!) dekady. Ściana po ścianie, ale nasze klasowe tablo zostało przeze mnie zlokalizowane. Podczas takiej wędrówki zdecydowanie polecam spoglądać na drugi plan w poszukiwaniu śladów swojej bytności, bo widziałam, że wiele gablot i antyram przetrwało próbę czasu i nadal dumnie wisi. Moim absolutnym zaskoczeniem było to, jak w gabinecie pani dyrektor wypatrzyłam swój rysunek wykonany na szkle z okazji pierwszego dnia wiosny, a u pani wicedyrektor nasze klasowe zdjęcia. Trójka dała wyraźny znak, że o nas pamięta. Dlatego ja również chce zapewnić, że także pamiętam i nie zapomnę co się w tych murach działo, bo te wspomnienia zbudowali przede wszystkim niezwykli ludzie.        

Aleksandra Skowrońska (Żaba), matura 2009

Trójce zawdzięczam mocną zmianę w moim życiu, taką totalnie na plus. Jeśli miałbym znaleźć jakieś przymiotniki określające tę szkołę to byłyby to słowa „otwarta”, „tolerancyjna” i „różnorodna”.  Wcześniej zawsze mi się wydawało, że „nie pasuję” do ludzi z mojego otoczenia. Moje ciągoty do teatru i śpiewania raczej nie przysparzały mi kolegów i popularności A w Trójce okazało się, że nie ma nic złego w jaraniu się sztuką, a jeszcze znajdujesz pełno ludzi, którzy chcą to robić razem z Tobą Bosko. Tym samym wylądowałem najpierw w chórze szkolnym, później zagrałem w kilku spektaklach na Fekuszach, a ostatecznie założyliśmy kapelę. Trójka mnie przygarnęła, przytuliła, dała mi możliwości rozwoju i z zahukanego chłopaka zrobiła ze mnie pewnego siebie, początkującego artystę. Z nauką u mnie bywało różnie, z obecnością na lekcjach tak samo, ale prób nie opuszczałem w ogóle Nie zapomnę chyba już nigdy jak wspaniałym wydarzeniem był występ naszego chóru podczas stulecia szkoły w Teatrze im. Juliusza Słowackiego.
Dzięki Trójko, za tę otwartość i tolerancję, za bezpieczeństwo, które mi dałaś, za tych nauczycieli, których miałem szczęście poznać i za koleżanki i kolegów, dzięki którym mam te piękne wspomnienia Aaa, brzmię jak dziad…  

Piotr Zdebski, matura 2008

Trójeczko, trójeczko! Kto nigdy Cię nie miał, ten nigdy się nie dowie co stracił. Albo jakoś tak. Szkołę kojarzę z tym, że uczęszczało tu wiele pięknych nowohucianek i w zasadzie przez 3 lata byłem non-stop w którejś zakochany (z reguły bez wzajemności). Z kolegą urządzaliśmy w przerwach „obchody” szkoły. Polegały na patrolowaniu korytarzy i podziwianiu uroków naszych uczennic. Poza tym był słynny „winkiel”, który czasem przechodził naloty Pań nauczycielek polujących na nieletnich miłośników tytoniu. Wychodzi, że uczniowie 3 LO dużo wcześniej opanowali transmutację niż Ci z Hogwartu, bo rzadko kogoś łapano, a większość zmieniała się w kota, krzak, albo neutralnego przechodnia w mgnieniu oka. FEKUSZ kojarzę tylko na 1 roku, w kolejnych uciekałem bo miałem coś zagrać. Warto też wspomnieć obchody 100lecia szkoły, miałem przyjemność być abiturientem w tym samym roku, co prawdopodobnie na zawsze wiąże mój los ze szkołą. Na tyle, że wróciłem po 6 latach terminować praktyki studenckie u Pani profesor Adamskiej. I tak krąg życia szkolnego kręci się dalej, wgryzając się lubieżnie we własny ogon. 

Grzegorz B., absolwent (bez nałogów), matura  2006

Moje Trzecie Liceum jest ze mną obecne do dziś, codziennie od 1 września 2007, kiedy jako młody, nieśmiały chłopak, stanąłem przed budynkiem 3-go zakładu i pełen obaw przekroczyłem próg tego budynku.
Dzięki temu krokowi moje życie się całkowicie zmieniło i ukształtowało, tutaj poznałem swoja żonę, tutaj poznałem moich najlepszych przyjaciół, tutaj poznałem smak pierwszych dorosłych sukcesów i porażek.
To co utkwiło mi najbardziej w pamięci i z czego byłem dumny na studiach, gdy wspólnie wspominaliśmy LO, to podejście nauczycieli do ucznia – partnerskie. Nikt nie traktował nas, uczniaków jako kogoś niedojrzałego, powodowało to rozwijanie pasji i chęć przychodzenia do szkoły.
Perłą w koronie całego trójkowego życia był niewątpliwie FeKuSz, który obudził we mnie pewność siebie, poszerzył horyzonty nie tylko artystyczne ale między ludzkie. To na tym festiwalu udało mi się wraz z moim partnerem – Maksem, zdobyć trzy lata z rzędu nagrodę Grand Prix festiwalu, to tutaj narodziły się przyjaźnie i więzi, które mimo upływu lat przetrwały i na wspólnych imprezach, opowieści z za sceny przybierają już formę legend i mitów
Pozdrawiam Wszystkich, którzy sprawili, że tak dobrze wspominam ten czas. Dla Was płynie z całego serca proste, DZIĘKUJĘ.

Sebastian Kawula, matura 2010

Minęło 12 lat od mojego zakończenia liceum. O matko! Szmat czasu! Wspomnienia z liceum mam już dość mgliste, a sytuacje, które zapamiętałam nadają się raczej do powspominania przy kawie lub piwie, a nie publikowania na forum. To co tworzy niezapomnianą atmosferę to ludzie. Dlatego w pamięci mam wyluzowana ale wymagającą Panią profesor E. Czadowska. Bardzo dobrze pamiętam ból brzucha przed każdą lekcją matematyki i uśmiechnięty choć poirytowany wzrok Pani profesor K. Misterki. Jak na humana przystało majca nie była moją mocną stroną Zapamiętałam rewelacyjne alternatywne podejście do nauki języka i zawsze świetną atmosferę na lekcjach angielskiego z Panią profesor A. Adamską. W końcu co najważniejsze to warta zapamiętania jest nasza klasa oraz mnóstwo poznanych fantastycznych kolegów i koleżanek z całej szkoły. Czasem patrzyli na mnie jak na kosmitkę kiedy mówiłam, że wychodzę na dwór, ale w pełni mnie akceptowali
Nie wszystkie przyjaźnie przetrwały ale najpiękniejsze są te znajomości, które trwają do dzisiaj.

Alicja Szybowicz, matura 2008

Po ukończeniu gimnazjum miałem trafić do V LO w Krakowie, jednak dziś, po 11 latach, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że wybór Trójki był właściwy. III LO ukończyłem w 2009 r. Trójka była szkołą dużych wymagań, dzięki czemu zdobyta wiedza procentowała w późniejszych latach. Pozytywnie wspominam:

– panią Krystynę Misterkę, matematyczkę, dzięki której nauki matematyczne na studiach były dla mnie banalne do opanowania, oraz której wzorce dydaktyczne sam przejąłem jako nauczyciel przedmiotów zawodowych w technikum,

– panią Annę Folfasińską-Małotę, polonistkę, z którą nie zawsze było mi po drodze, ale z którą dyskusje na lekcji były niezapomnianym przeżyciem,

– pana Bartłomieja Salwę, wuefistę, wychowawcę, który wtedy otrzymał po raz pierwszy wychowawstwo klasy i musiał sobie z nami radzić,

– panią Agnieszkę Pająk, anglistkę, która nigdy mnie nie zauważała podczas wyboru osób do odpowiedzi, bo siedziałem po jej prawej stronie w kącie pod oknem, niesamowita dydaktyczka, ciepła, miła i wspaniała kobieta.

Ponadto w pamięci zapadły mi również lekcje historii z panią Joanną Murzyn – kartki A4 z zapisanymi datami i wieczne dyktowanie notatek do zeszytu bez interakcji z uczniami, czy lekcje języka niemieckiego z panią Marią Wilamowską, od której udało mi się uciec do innej grupy językowej 🙂

Dziękuję każdemu za wartość dodaną w moim procesie edukacyjnym. Każdy z Państwa czegoś mnie nauczył. Każdy mój upadek był przyczynkiem mojego każdego nowego zmartwychwstania. Będąc teraz nauczycielem i wykładowcą widzę jak wygląda ta druga strona. Życzę Trójce, żeby ciągle się rozwijała i nie zapominała słów patrona szkoły: „Nauka skarbem drogim, Tak bogatym jak ubogim I bogactwa często giną, Lecz nauki nie przeminą”.

Grzegorz Gawłowski, matura rocznik 2009

Dla mnie przygoda z III LO trwała trochę dłużej niż ma to miejsce zazwyczaj bo 4 lata o ile w tamtym czasie był to mały dramat to z perspektywy czasu stwierdzam że możliwość spędzenia w murach III LO roku dłużej to wcale nie taka zła opcja Wspomnień ma bardzo dużo trudno wybrać te najlepsze ale większość z nich miała miejsce w „samorządówce” w której zbierała się grupa najbardziej kreatywnych ludzi z jakimi miałem przyjemność współpracować w tworzeniu takich wydarzeń jak FeKuSz, Wośp. I ok co poniektórzy mogą powiedzieć że była to świetna opcja na urwanie się z lekcji (nie twierdze że tak nie było) ale przy okazji stworzyliśmy parę bardzo fajnych wydarzeń które miały wpływ na całą społeczność III LO. Jak bym miał wskazać jedno wspomnienie które zostanie ze mną na zawsze to satysfakcja po Finale Festiwalu Kultury Szkolnej kiedy zbieraliśmy się wszyscy wykończeni po prawie miesięcznym maratonie organizacyjnym i mogliśmy z czystym sumieniem powiedzieć „Tak udało się !!!”. Z tego miejsca chciałem podziękować wszystkim z którymi miałem przyjemność współpracować, spędzać czas i dobrze się bawić. Szczególne podziękowania należą się Pani Psor Agacie Adamskiej która trzymała to wszystko w ryzach (a uwierzcie mi nie było to proste). Jak mam okazję wspominać to zawsze powtarzam że w „Trójce” spędziłem jedne z najlepszych 4 lat w moim życiu.

Krzysztof Gomulak 3g Matura 2009

III Liceum Ogólnokształcące… krótkie wspomnienie? mogłabym pisać godzinami.. ; ) Gdy tylko o nim wspomnę, przed oczami pojawia mi się ukochana „Mama” prof. Adamska , zawsze ciepła [przynajmniej dla mnie ] prof. Czadowska, szalona Ola Rzepecka, najprawdziwszy z najprawdziwszych przyjaciół Bartuś Krzoski i wielu wielu innych. 3 lata w murach nowohuckiego liceum, poza zdobytą wiedzą, dały mi coś najważniejszego.. przyjaźń na całe życie. Wszyscy których tam spotkałam i poznałam tworzyli w szkole atmosferę ciepła i wzajemnego oddania. Przez długi okres miałam wrażenie, że poruszam się w śród najlepszych znajomych, których znam od dziecka. A wszystko przez to ,że każdy każdego znał, a nawet jeśli nie, to i tak wszyscy obdarowywali się wzajemnie życzliwymi uśmiechami. Mimo tego, że każdy na studiach poszedł w swoją stronę, utrzymujemy wzajemny kontakt i chcemy to pielęgnować. A to chyba najważniejsze .
Właśnie tam nauczyłam się, że mogę coś więcej. Uwierzyłam w to, że jestem w stanie czegoś dokonać. Pozbawiłam siebie jedynie pewnej dozy nieśmiałości, a nauczyłam się być silnym człowiekiem znającym swoje możliwości. Opuszczając tą szkołę , nie opuściłam jej wyłącznie z wykształceniem czy świadectwem zdanej matury.. Skończyłam ją również o wiele dojrzalsza i bardziej otwarta na świat.
Jestem dumna z bycia absolwentką naszej kochanej „Trójeczki”

Agnieszka Wójcik, matura 2010

Działo się w tej naszej Trójce oj działo się, FeKuSz, WOŚP i sporo innych akcji które sprawiały że przychodzenie do szkoły nie opierało się na odbębnieniu kilku godzin i wybiegnięciu z krzykiem „DO DOMUUUU!”. Można było łatwo znaleźć swoje miejsce w tym wszystkim. Najlepiej wspominam miesiące przed fekuszem, ogromny natłok pracy i równie ogromna ilość zabawy w tym samym czasie, sporo wartościowych ludzi w jednym miejscu dążących do tego samego celu – to się zdarza nieczęsto.
Lekcje wbrew pozorom niekoniecznie były nudne, każdy nauczyciel miał swój własny, mocny charakter widoczny już na pierwszych lekcjach. Dzięki prof. Bogackiej już na zawsze zostaliśmy „uczonymi w piśmie” i „kopistami”. Na wieki wieków wektory prędkości będą do nas przemawiały głosem Prof. Lubińskiej. A trójkowa „superstar” Prof. Agata Adamska już zawsze będzie wisieć na naszych ścianach obok Matki Boskiej.

Michał Brudzisz, matura 2010

Kraków, 9.11.2010r.
Ostatnie westchnienie – część… OSTATECZNA
Przez całe 3 lata będąc uczniem III LO zastanawiałem się co, jak i jak długo mogę pisać o tej szkole. Ostatnio najbardziej dręczy mnie jednak jak długo mogę pisać. Mam zmieścić się w granicy od 100 do 120 słów… Czuję się prawie jak na maturze z angielskiego kiedy, po zakończeniu mojego opowiadania okazało się, że napisałem 450 słów! Czuję, że tak będzie i tym razem.
Kiedy po raz pierwszy przekroczyłem progi III Liceum jeszcze nie wiedziałem jak wiele mnie czeka. A biorąc pod uwagę to, że byłem dopiero w 2 klasie gimnazjum to możecie być pewni, że na temat życia nie wiedziałem praktycznie nic. Bo to właśnie Trójka była dla mnie prawdziwą nauczycielką życia.
Przejdę jednak dość szybko do dnia 1 września 2007 roku. Wtedy to się tak naprawdę wszystko zaczęło. Nowa klasa, nowa szkoła, nowi nauczyciele, nowe otoczenie… Fakt, nie byłem zupełnie osamotniony, bo miałem od początku tu wielu znajomych, ale… To było jednak coś nowego. Nie zapomnę tego pierwszego wrażenia, kiedy zobaczyłem twarze osób, z którymi miałem przez najbliższe 3 lata chodzić do jednej klasy. Załamałem się! Ale już wiele razy przekonałem się, że pierwsze wrażenie bardzo często jest błędne.
Jeżeli jednak chodzi o pierwsze wrażenie to wyjątkowe było to z pierwszej lekcji historii z p. profesor Wolską. Powiem szczerze, że wtedy myślałem tylko „O Boże, co to będzie…” Ale po tych trzech latach mogę powiedzieć „O Boże, dałem radę”, a tak na poważnie. Lekcje historii mimo… wszystko, wspominam bardzo, ale to bardzo pozytywnie. Do dziś śmieję się jak przeglądam moje zeszyty widząc „ndst” napisane niebieskim długopisem na marginesie.
Muszę przyznać, że każdy nauczyciel miał w sobie coś takiego, co sprawia, że mógłbym pisać o wszystkich po baaaardzo długim akapicie. W sposób wyjątkowy wspominam lekcje matematyki z p. profesor Nowak. To były lekcje, na których czułem domowe ognisko matematyczne, dzięki czemu na maturę z matematyki szedłem bez cienia obawy. Zastanawiam się kto bardziej się śmiał na lekcjach francuskiego z p. profesor Dworzańską – ja z kapitalnej atmosfery na lekcjach, czy pani profesor z… moich kosmicznych błędów językowych. Nie zapomnę lekcji polskiego, kiedy p. profesor Gałuszka załamywała ręce widząc ile osób przeczytało „Potop” (tak, to było okrągłe 0 osób!). No, ale śmiech pani profesor Żelazny, która w taki sposób wpisywała mi odpowiednią ocenę z odpowiedzi był po prostu bezbłędny. Mało kiedy uśmiechałem się wiedząc, że dostaję 1. Lekcje WF na os. Kalinowym z panem Salwą nie wymagają chyba większego komentarza. Kto tego doświadczył wie, co mam na myśli. A lekcje PO z p. Aurelią… To była wręcz magia. Wszystkie lekcje miały w sobie to coś wyjątkowego, coś czego inna lekcja mieć po prostu nie mogła. Czy to był angielski z p. Szustkiewicz, WOK z panią Serwińską, francuski z p. Witkowską, chemia z p. Pisarczyk, fizyka z p. Białkiem i p. Wolszą, geografia z p. Kulką, p. Klec i p. Czupryną, PP z p. Murzyn, polski z panią Furs i p. Ryszawy, WF z p. Stolczykiem, religia z p. Ludorowskim i ks. Caputą… Nieważne czy to było nudne, męczące czy drażniące 45 minut. To było 45 minut spędzone w III LO.
Bardzo ważnym nauczycielem dla mnie była pani profesor Jadwiga Sendor, nasza wychowawczyni. Była to jedna z nielicznych osób, które rozumiały i wspierały mnie w mojej misji organizacyjnej III LO. Było mi zdecydowanie łatwiej z myślą, że w razie problemów mogę zwrócić się o pomoc do kogoś takiego. Każdy dzień mojej nieobecności na lekcjach mijał mi ze spokojem, nie myślałem o tym co to będzie, że znowu mnie nie ma. Bo wiedziałem, że jest ktoś kto mnie wesprze i pomoże.
Nie mógłbym nie wspomnieć o wspaniałym Dyrekcji III Liceum: Pani Dyrektor Marcie Łój i Pani Dyrektor Ligii Wirtel. Były to osoby, które na każdym kroku dopingowały nas w działaniach społecznych. Za każdym razem mogliśmy liczyć na życzliwość, czas (nie zapomnę wielkich poszukiwań Dyrekcji, kiedy potrzebowałem podpisu pod jakimś pismem, a potem okazywało się, że ów pisma mają moje koszmarne błędy, które trzeba było poprawiać, potem znów szukać Pań itd…), dobrą radę i zaangażowanie w nasze sprawy.
Ważnym akcentem związanym z Trójką była szkolna liga piłkarska. W 1 klasie nie znając się jeszcze zupełnie stworzyliśmy z chłopakami kapitalną i zgraną drużynę. Szliśmy jak burza (z małymi problemami po drodze) i skończyliśmy zawody na 4 miejscu. Fakt, w pierwszej chwili byliśmy strasznie zawiedzeni, ale… Sukces był przeogromny.
Ogromną przyjemnością i zaszczytem była dla mnie możliwość sprawowania funkcji przewodniczącego klasy przez pełne 3 lata. Zaufanie jakim darzyła mnie klasa (albo raczej chęć zwalenia obowiązków) była dla mnie czymś niesamowitym. Do dziś mile wspominam lekcje wychowawcze, podczas których usilnie starałem się przedrzeć przez głośne decybele chcąc ogłosić klasie coś zupełnie nieistotnego.
Pozwolę sobie przejść teraz do wspomnienia chwil dla mnie najbardziej istotnych. Mam na myśli oczywiście moją przygodę z Samorządem Uczniowskim. Zaczęło się dość niepozornie. Kiedy zbliżały się wybory (1 klasa) mój brat wraz z całą męską ekipą ówczesnej 3c (takiej 3c to chyba nie było i z pewnością nie będzie) nie porosili mnie… Zażądali ode mnie startu w wyborach. Czyż mógłbym im odmówić? Bez większych nadziei podchodziłem do tego wydarzenia. Okazało się jednak, że zająłem 2 miejsce i zostałem członkiem samorządu III LO. I od tego dnia wszystko się zaczęło… Stałem się wtedy jednym z nienormalnych uczniów tej szkoły. W następnym roku wygrałem wybory i zostałem przewodniczącym Samorządu. Za rok musiałem ustąpić i… Powiem, że było mi tego bardzo szkoda, ale byłem dumny ze swojej pracy. Mógłbym pisać o tym długo. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że mam się zmieścić w 120 słowach odwołam się do moich poprzednich części z serii „Ostatnie westchnienie”. Napiszę tylko, że takich emocji, takiej porcji śmiechu i złości (K10!), ale i doświadczenia, a przede wszystkim to, że poznałem tylu wspaniałych ludzi nie znalazłem i chyba już nie znajdę nigdzie jak dzięki pracy na rzecz III LO.
A jeżeli mówię o wspaniałych osobach poznanych w tej szkole muszę osobiście wymienić Jedyną, Wspaniałą, Niepowtarzalną, Genialną, Nad wszystko wesołą, Kochaną Panią Profesor Agatę Adamską. I teraz ciekawostka. Wrócę na chwilę do pierwszych wrażeń. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Panią Adamską. Było to na kilka dni przed wyborami w 1 klasie. Pani profesor w sposób stanowczy i poważny zaleciła mi usunięcie moich plakatów wyborczych ze ścian. No, ale się wtedy przestraszyłem! Ale bardzo szybko przekonałem się, że to było właśnie to błędne pierwsze wrażenie. Z nikim nigdy nie współpracowało mi się tak doskonale, jak z Panią Agatą Adamską. Jest to osoba, dzięki której wspominam i zawsze będę wspominał te lata spędzone w Trójce jako coś najlepszego co mogło mnie spotkać. Każdy szary i deszczowy dzień potrafił rozpromienić się jasnymi blaskami słońca, kiedy spotykało się panią Adamską. Ale chyba nikomu nie muszę tego tłumaczyć, myślę, że każdy mógł się o tym przekonać.
Oddzielnym rozdziałem był Festiwal Kultury Szkolnej. Przychodził taki czas na początku każdego roku, że trzeba było sobie zrobić kilkutygodniową przerwę od normalnych zajęć szkolnych. No bo komu by się chciało siedzieć przez cały rok szkolny na wszystkich lekcjach. Śmieszne, spędzałem w szkole wielokrotnie więcej czasu niż trwały lekcje, a jakoś cholera miałem nieobecności. Ale tak potrafią tylko Ci nienormalni. Kilka miesięcy przygotowań, opuszczonych zajęć dla jednej imprezy. Ale to nie było zwykła impreza. To był FeKuSz. Ja wtedy potrafiłem więcej czasu spędzać w samorządówce niż we własnym domu. Dom służył mi tylko jako punkt noclegowy. A kiedy przychodził dzień Gali… 3 razy próbowałem to opisać i ani razu mi nie wszyło. Te dreszcze przechodzące po całym ciele… Tego nie da się opisać czy wyobrazić. To trzeba przeżyć. Zorganizowałem 3/3 FeKuSze. Dreszczy mam aż nadmiar! Ale za nic bym nie oddał tych emocji… Jestem dumny z tego, że byłem taki nienormalny, że to robiłem. Bo nie sztuka jest być głupcem, ale nienormalnym to co innego!
30 kwietnia 2010 roku to wszystko… się jakby skończyło. Poczułem wtedy jak bardzo będzie mi tego wszystkiego brakować. Kilka tygodni temu przeglądałem zdjęcia z FeKuSzów. Wzruszyłem się… Trójka to była dla mnie naprawdę ogromna moc, było to coś, co sprawiało, że miałem siłę. Nawet wtedy, kiedy przez działania tej siły mi zaczynało brakować. Dzięki temu wszystkiemu, co spotykało mnie na co dzień w III LO miałem siłę. Dziś pisząc to ostatnie westchnienie też czuję taką tęsknotę za tym wszystkim co mnie spotkało.
Ostatnie (jak na razie) moje spotkanie z Trójką miało miejsce pod koniec września. Udaliśmy się wtedy z kolejną bardzo ważną dla mnie osobą spotkaną w tej szkole, Agnieszką Wójcik z wizytą. Usiedliśmy jak dzieci na podłodze pod salą 23 (jakby ktoś nie wiedział właśnie tam lekcje ma pani Adamska) czekając aż zadzwoni dzwonek. I gdyby nie fakt, że należeliśmy (znaczy się należymy!) do dumnej grupy nienormalnych III LO zapewne pani Dyrektor Marta Łój pomyślałaby, że kilkumiesięczne wakacje niezbyt dobrze wpłynęły na nasze głowy. Jednak, nasze zachowanie nie było niczym dziwnym, bo jak mam w zwyczaju mówić: już nie takie rzeczy się robiło…
Nie powiedziałem o wielu osobach i wielu rzeczach. Ale ja kiedyś napiszę jednak książkę o III Liceum, to wtedy o każdym będzie oddzielny rozdział! No… Chyba zmieściłem się w tych od 100 do 120 słowach, prawda? Ufff… To było moje ostatnie westchnienie…

Bartek Krzoski 1c, 2c, 3c, Matura 2010

Co najbardziej zakotwiczy w pamięci z czasów licealnych ? Z początku mojej edukacji na pewno dyrektorski duet – opiekuńczą Dyr. Bogumiłe Wojnicz, która przedstawiła nam obszerną historię szkoły, oraz Dyr. Zbigniewa Kolocha. „Trójka” brzmiało dla mnie jako pierwszaka bardzo patetycznie, okazało się jednak, że szkołę tworzą zgrani nauczyciele i równie zgrani uczniowie, toteż nie było się czego bać. Dlatego wybierając Trójkę na pewno każdy pierwszak szybko się odnajdzie i nie musi bać się o aklimatyzację. Uczęszczałem do szkoły podczas roku jubileuszowego, gdy „Trójka” kończyła 100 lat, co dało pogląd jacy ludzie i nauczyciele tworzyli ją dawniej, wtedy naprawdę poczułem specyficzny klimat tej szkoły. Na pewno nie zapomnę „samorządówki” , czyli pomieszczenia dla samorządu, którego byłem członkiem. (Przypadek że inne szkoły też zaczęły w mniej więcej podobnym czasie mieć takie pomieszczenia? ) I tu wypada wspomnieć opiekunkę samorządu – prof. Agatę Adamską, która zarażała swoim zapałem całą ekipę – tutaj ukłon w stronę młodszych kolegów – warto kandydować do samorządu, gdzie człowiek nauczy się wiele ciekawych kompetencji, które potem przydadzą się w dalszym życiu. Z nauczycieli w pamięci zostanie na pewno polonistka prof. Krystyna Kalinowska, która wspaniale przekazując wiedzę, operowała zarazem najlepszym żartem. Męska część miło będzie wspomniała wfy z prof. Bartoszem Salwą. To tylko parę przykładów, bo tak naprawdę pedagogowie „Trójki” są warci wielu więcej pozytywnych słów. Ucznia witają w szkole uśmiechnięte panie woźne (biada spóźnionym!), w sklepiku cierpliwa pani sprzedawczyni, w bibliotece spotkamy „Czadową” bibliotekarkę. To wszystko uzupełnia bardzo zgrana społeczność szkoły. Z pewnością, czasy licealne będę wspominał długo i pozytywnie.

Maciej Olszański, matura 2008