Sułtan Bartosz vel Bartosz Łukasiak

Każda szkoła ma jakiegoś Bartosza, ale tylko Trójka ma Sułtana Bartosza! Oto sylwetka Bartosza Łukasiaka, który swoją pierwszą książką wpisał się do Sław Trójki.

O swojej książce mówi, że „z pozoru to taki prosty kryminał (…), ciekawa historia, która może ubarwić kilka samotnych wieczorów.” Nasz Sułtan, jednakże, pod przykrywką prostych historii zawiera tam pewne przesłanie pisząc o sprawach, „które mnie ostatnimi czasy dotykały i skłaniały do refleksji.” Historie  swoich bohaterów mają uświadomić czytelnikowi, że „są na świecie sprawy, o które warto walczyć, są niesprawiedliwości, którym warto się przeciwstawić.” I czytelnicy doceniają ten głos niby wciąż bardzo młodego, ale już mądrego dociekliwością spojrzenia na rzeczy ważne i potrzebne Bartosza. Ale po kolei.

Jest klasa druga, zajęcia z kryminalistyki i p.prof. Iwona Żelazny zadaje napisanie krótkiego opowiadania kryminalnego. Krótkiego ! Kiedy Bartosz budzi się na 30stej stronie… Biedna Pani Profesor 😉

Po kilkukrotnym odczytaniu swojego pierwszego dzieła, Bartosz postanawia nie porzucać go w szkolnej szufladzie na wieczne zakurzenie, ale zbudować na tej kanwie coś większego. Ma głębokie przekonanie, że taki właśnie pomysł będzie jak najbardziej odpowiedni, żeby przekazać swoje przesłanie. Postaci w książce są fikcyjne, budowane na modelu uniwersalnym po to, żeby móc się z którąś utożsamić. Sułtan stworzył sobie mapę, według której budował losy swoich bohaterów – to taka mała podpowiedź dla przyszłych pisarzy! Czyli, nie: wziął mnie pieron walnął, usiadłem z piórem, nie piłem, nie jadłem dopóki końca nie zobaczyłem, ale raczej rozpisanie sobie roli poszczególnych bohaterów, żeby w końcu określić czy cel utworu został osiągnięty a przesłanie jest klarowne.

Zapytałam o Jego „czytownię”, czyli dla kogo napisał tę książkę: „Do tego grona na pewno zaliczyłbym osoby, które widzą, że jest dużo problemów na świecie i czując, że te problemy ich dotykają, ale nie do końca mają pojęcie, jak z nimi walczyć. Boją się również wyrażać swoją opinię na poważne tematy. Myślę też o osobach, które mają wpływ na to, jak może się zmienić świat nie tylko w sferze globalnej, ale w sferze małych grup społecznych.” Jakie to jest istotne, żeby nie stać biernie i przyglądać się np. dyskryminacji, modląc się jeno, żeby nas nie dopadło. Brawo Bartosz!

Wygląda na to, że czytanie to całkiem nawet sympatyczny wirus, którym na poważnie i głęboko wplątując się w meandry sztuki i rozmyślań zaraził się w gimnazjum. Znowu brawo, bo tyle złego słyszało się o gimnazjach. W Trójce natomiast czytaniem zachwyciła Bartosza p. prof. Małgorzata Bugajska, która „z taką pasją potrafiła opowiadać o literaturze, wyszukiwała najprzeróżniejsze tematy do refleksji i przemyśleń.” Zadziwiło Go, że w liceum, chce się komuś tyle szukać i inspirować. Chwała dla Pani Profesor! Jest jeszcze ktoś, kto na dobre zostawił po sobie ślad w duszy Naszej Sławy: „nie wybaczyłbym sobie, gdybym pominął panią prof. Monikę Ryszawy, z którą również mieliśmy zajęcia (w 2 i 3 klasie liceum). Pierwsze skojarzenie, jakie wiążę z tą osobą, to ogromna wiedza Pani Profesor i łatwość w interpretacji tekstów literackich, które na pewno odegrały niebagatelną rolę w przygotowaniu do matury, ale myślę, że również pokazały, że czytanie, nawet lektur szkolnych, może być czymś przyjemnym i ciekawym i niesie ze sobą dużo korzyści.”

Drugim miejscem, którego atmosferą przesiąkł była nasza biblioteka, w której – z racji funkcji w klasie – przebywać musiał często i … chciał, bo zawsze dało się uciąć pogawędkę z Paniami (Barbarą Szopińską i Ewą Czadowską) na temat tej, czy innej pozycji.

Jako Łapacz Talentów do prezentacji na FeKuSzu zapytałam Sułtana, a w zasadzie mu nawrzucałam, dlaczego świat trójkowy o nim nie słyszał. I tu okazało się, że podobnie jak piosenkarz, który oprócz śpiewania, może również pisać teksty, tak i prozaik może też tworzyć wiersze. Historia ta jednak cieniem nieco się kładzie, gdyż Jego pierwszy wiersz, jaki zgłosił na Dzień Humanisty przepadł bez wieści, a drugie podejście musiało ustąpić innym. I, jak to dobrze, że nasz Sułtan twardym zawodnikiem jest i nie było mu zrazić się drobnymi przeszkodami losu. „Otworzyłem swój Instagram i publikowałem swoje wiersze. Zyskałem tam właśnie uznanie swoich znajomych, bo ludzie odpisywali, że utożsamiają się z tematyką, że czują to samo, a sami nie umieliby tego oddać. Dziękują za te wiersze.” I pięknie! Bo artysta zawsze powinien mieć skrzydła rozwinięte. Stąd, po takim zachęcającym odbiorze, praca nad rozwinięciem opowiadania w książkę dostała mocnego kopniaka.

Zapytałam, jak się zakochuje w książce i … odpowiedź przytoczę w całości, bo Bartosz tak pięknie opowiadał…: „(…) według mnie nie jest to długotrwały proces, bo czasami wystarczy kilka pierwszych stron i to one, można powiedzieć, definiują taką więź, którą nawiąże się z daną książką. (…) Wszystko zależy, czy dana pozycja przyciągnie czytelnika, czy każdego wieczoru będzie się zostawało do za późnej godziny i wstawało niewyspanym. I to jest definicja zakochania. Że książka potrafi cię tak przyciągnąć, ta historia tak wciągnąć, że zapominasz o historii własnego życia, które dzieje się tu i teraz, bo tak bardzo chcesz przeżywać historie tych bohaterów, których właśnie poznajesz. (…) A najgorszy jest smutek, kiedy skończyliśmy już historię, od której nie mogliśmy się oderwać. Według mnie, to jest swojego rodzaju kac, ponieważ ciągle się o niej myśli, o jej przebiegu, jej negatywnych i pozytywnych aspektach, alternatywnych zakończeniach i tak bardzo pragnie się kontynuacji tej historii, jak niczego innego, (…) zupełnie jak zakochiwanie się w jakiejś osobie (…): pragniemy spędzać z nią cały czas, a jak jej nie ma, to nie możemy przestać o niej myśleć.” Poezja, nie? I muszę z ogromnym zachwytem przyznać, że w zakochiwaniu i kochaniu Bartosz jest „miszczem”, ponieważ są takie pozycje, które potrafi czytać 20 razy!!! Szacunek!

Miłości do książek nauczyły Sułtana mama i babcia, oczywiście bajkami, czytając mu, ale również to dzięki nim Bartosz szybko nauczył się czytać i mógł sam oddawać się pasji buszowania wśród liter. Głębszego rozumienia tekstu i refleksji czy odnalezienia przesłania nauczyła Go śp. Małgorzata Rybska, polonistka w gimnazjum, która ukształtowała Jego gust literacki. Bartosz mocno podkreśla tutaj, że gdyby nie ona „nie byłoby mnie tu, gdzie jestem, bo w tym burzliwym okresie (…) tylko ona potrafiła pokazać czym jest sztuka i jakie jest jej znaczenie, że jest czymś więcej i budzi uczucia wyższe.”

Zawsze pytam, po co komu sztuka, bo mam nieodparte wrażenie, że ostatnimi czasy odbiera się jej powagę i wartość w codziennym życiu wyznaczając zbyt wysokie ceny za jej doświadczanie, jednocześnie przyznając się do maniakalnego i nieodzownego wręcz odbioru w postaci nieopuszczającej nas muzyki na słuchawkach, tysiącu zdjęć na Instagramie i zawsze małej poręcznej książki na długą podróż z domu do szkoły. Sułtan zgadza się z tym, mówiąc o czytaniu: ”moim zdaniem czytanie potrzebne jest każdemu, bo (…) jak trwoga, to do książki”, argumentuje przerabiając znane powiedzenie. Dodaje, że czytając wpadamy w inny niż obecny świat, odrywamy się od codzienności, znajdujemy rozwiązania naszych problemów, książka pobudza nas do działania lub do zastanowienia się, często napawa optymizmem i dzięki książkom stajemy się lepszymi ludźmi. Czyż nie są to wystarczające powody, żeby artystom nie podcinać skrzydeł i pozwolić im tworzyć i móc się tego również utrzymać?

Pytam dalej: śpiewać każdy może, a pisać? Bartosz wpisuje się w konwencje pytania: „Myślę, że też… (…) jeden lepiej, drugi trochę gorzej. Liczy się to, co chcemy przekazać. Ważnym jest, żeby czuć szacunek do słowa, brać odpowiedzialność za to, co przelewamy na papier, bo sztuka też może ranić (jak to cudownie, że Bartosz sam na to wpadł, ale pełną głębszej prawdy wypowiedź o złu w sztuce zapraszam do TOSZka). Trzeba pamiętać, że słowem można zranić jak nożem i w sztuce nie można do tego dopuścić. A jeśli pisze się z pasji a wena nam sprzyja (…), to śmiało można brać się za pisanie.”

Nasza Sława zauważa progres w swoim pisaniu, np. wierszy. Analizując swoje wcześniejsze kompozycje: „Widzę większą wartość słowa, coraz lepiej  przekazany temat, coraz ciekawsze metafory, umiem się też bawić tym słowem, jest to coraz bardziej pełne i to aż tak, że można już spijać z tego co najlepsze.” Podobny progres widzi w swojej książce, ale o tym należy przekonać się samemu pożerając kartki powieści Sułtana.

Przyszedł czas na „must-ready”, pozycje bez których świat jest smutny i pozbawiony wartości:

-”Oskar i Pani Róża”, Oskar Emanuel Schmidt. Książka dla „dużych i małych”, dla Bartosza fenomen, bo niby infantylna, ale nawet po latach głęboko porusza i wciąż popycha do przemyśleń. „Polecałbym ją osobom, które jakoś zmagają się z kryzysem wiary”, ale nie tylko.

– „Opowieść wigilijną”, Charles’a Dickens’a, czyta co roku w okresie świątecznym, codziennie po rozdziale. Ta książka uczy tak wielu rzeczy, że papieru by brakło, ale najważniejsza rzeczą jest bycie dobrym człowiekiem, bo warto czynić dobro dla siebie i innych, ponieważ „fajnie dostać prezent, ale o wiele fajniej zobaczyć radość na twarzy kogoś, kto ten prezent od nas otrzyma.”

– Cyprian Kamil Norwid, ze szczególnym naciskiem na ‘Moją piosnkę 2”, gdzie „emocje wręcz wychodzą z kartek papieru, budzą się ze słów i przenikają do czytelnika.” Bartosz czyta Norwida codziennie, a czynność tę porównuje do ciastka, które nadgryza jednego dnia, a ono magicznie odrasta dnia następnego. Kęsy te to dusza i uczucia wyższe, o których Norwid przypomina swoją twórczością. A jak o tym wszystkim opowiada Sułtan, uszu od Niego oderwać nie można.

– „Folwark zwierzęcy”, George’a Orwell’a, mistrzowska parabola, która stawia człowieka w roli zwierzęcia folwarcznego, albo i gorzej. A spojrzeć na człowieka z tej perspektywy jest co najmniej pouczające.

– „Chłopiec w pasiastej pidżamie”, John’a Boyne’a, książka o przyjaźni ponad podziałami, temat szalenie ważny, ważniejszy z każdym rokiem, a przecież historia zdarzyła się tak dawno. Bartosz dodaje również, że wszystko to, co przydarzyło się ludziom w obozach koncentracyjnych nie może zostać zapomniane po to, żeby zrozumieć oraz nigdy więcej nie dopuścić do takiego zła, które człowiek wyrządził innemu człowiekowi. „Rewolucja pożera własne dzieci” podsumował.

-„Stary człowiek i morze”, Ernesta Hemingway’a. Jedni widzą w tej pozycji wleczącą się historię pogoni człowieka za rybą, a potem równie długi powrót wciąż walczącego zwierzęcia do portu. Sułtan natomiast ujrzał tam cudowną walkę, inspirację dla tych, którzy taką właśnie walkę muszą toczyć ze sobą, wahają się, mają stany załamania i nie mają już siły, żeby walczyć. A niby taka prosta historia…

Powoli zbliżając się do końca tej części rozmowy, przygotowałam pytanie petardę: To powiedz, co sądzisz o lekturach i wal śmiało, bo już możesz? Nie obyło się od zasłyszanego przez wszystkich stwierdzenia, że „największą zbrodnią, jaką można zrobić książce, to nadać jej status lektury szkolnej.” Oboje zgodziliśmy się z tym całkowicie, a Bartosz skomentował to tak: „to są naprawdę świetne książki, które są znienawidzone przez uczniów dlatego, że muszą je czytać z przymusu, a nie z własnej woli, i jeszcze w krótkim okresie czasu.” I to jest deprymujące: od początku są złe emocje i złe nastawienie. Jako rozwiązanie Bartosz sugeruje wybór 5 czy 10 książek z kanonu 100 pozycji, jako że młodzi ludzie z natury wolą mieć wybór, a oporem reagują na przymus. Sam jest przykładem osoby, która po czasie wraca do Norwida, który wpadł mu do duszy i gra dalej, a taka retrospekcja po latach lektury własnego wyboru wywołuje na pewno takie emocje. „To ta sama, ale nie taka sama książka, ‘ podsumowuje. Nie jest zachwycony doborem niektórych pozycji, bo język może sprawić trudność i tematyka sporo odsunięta od realnego świata, i widzi tutaj książki bardziej współczesne, które poruszyłyby te same ważne problemy i kwestie, a fabuła osadzona w bardziej przyjaznych dla młodego człowieka czasach, wręcz zachęciłaby do czytania. Tylko, czy „komuś tam na górze” chciałoby się to zrobić? Bo Sułtan, po namyśle, widziałby „Opowieść wigilijną”, którą ceni za źródło do refleksji.

Od naszej Sławy trudno się oderwać. I dlatego zapraszam na resztę rozmowy do Trójkowego Ogrodu Sztuki, ale na koniec wyjaśnienie zagadki Sułtana.

Otóż onegdaj w gimnazjum, na lekcji historii, na której uczniowie mieli sobie znaleźć postać historyczną i dodać ją do swojego imienia jako pseudonim, Bartosz tak się głęboko zamyślił, że już wszyscy królowie i książęta znaleźli swoich Jasiów i Robertów a On, jako że pachołkiem nie chciał być, przypomniał sobie serial, w który prawie cały świat wsiąkł i został tym Sułtanem, ku chwale mocy i charakteru jego.

Trzeba naszemu Sułtanowi kupić trzecie pióro, bo drugie już zajęte pisaniem nowej historii, ale o tym wkrótce.

Teraz do księgarni i zmuszamy Bartosza do trzeciej edycji  Jego książki, bo drugą ma już za sobą! Powodzenia!

Na zupełny koniec kilka wierszy, które wybrał dla nas Sułtan Bartosz.

„Troja”

Pośród dziko pnących traw

I skał rytych jak w graficie

Wiatr pożogi gniewie wiał

On samotnie stał na szczycie

Pośród drzew niewielkich koron

I wśród pyłu co opadał

On jedyny został z trzystu

Lecz do snu już się układał

Gniewnie krzyczy stal wojenna

Oręż pada wśród czerwieni

Znaczy skały znaczy trawy

Pewnie kroczy śmierć wśród cieni

Cierń tak ostry co przebija

Szczerozłotej zbroi segment

I spartański też hart ducha

Który błyszczy w chwały świetle

Dziś przebite moje serce

Broczy krwią przez sidła wojny

Choć wokoło krzyki grzmoty

Już nadchodzi czas spokojny

Pośród krwi, poległych, cieni

Chcę zatrzymać się na chwilę

Wczoraj był to Koń Trojański

Dziś to moje Termopile

 „Cisza”

Ile snów, ile marzeń,

Tyle nieprzespanych nocy,

W ciągu pewnych dziwnych zdarzeń,

Brak jest chętnych do pomocy.

W karuzeli szczęścia, smutku,

Nie wiadomo co się trafi,

Więc stąpamy po cichutku,

Ciszej nikt już nie potrafi.

Cicha noc, dzień nadchodzi,

Lecz odwagi znów brakuje,

Ktoś nas za nos znowu wodzi,

Rąbek szczęścia pokazuje.

Lecz to tylko złudny obraz,

W wyblakniętej, starej kliszy,

Zasypiamy wiec znów wszyscy,

Pełni obaw w głuchej ciszy…